Chwila tego wahania i refleksji Jacka okazała się kosztować go aż za dużo. Dało to Ysilowi dostatecznie dużo czasu by wycelować w odpowiednie miejsce - a konkretnie oko. Jeżeli Jackowi wydawało się, że tak łatwo uda mu się wydostać, a zwłaszcza pobiec - mógł mieć z tym nie lada trudności. Gruba macka oplatała jego nogi, tors, przechodząc pod pachą i oplatając się wokół lewego nadgarstka by w końcu zapleść się na szyi i mocno zacisnąć.
- Dead... Eye
Kapitan nacisnął spust i dało się słyszeć odgłos wystrzału potężnego pocisku burzącego, który zwykłą głowę był w stanie zamienić w chmurę krwi i odłamków czaszki.
Offline
Ku zaskoczeniu Ysil'a pocisk tylko rozkruszył warstwę kamienia pokazując twarz Jack'a. " Przykro mi ale moja pokrywa nie jest tak słaba jak myślałeś. !!Rock Rock Out!!" Cała pokrywa eksplodowała na wszystkie strony wyrzucając Jack'a niedaleko pochodni.
Offline
Ysil zanurkował pod stół by żaden z odłamków go nie dosięgnął.
- Kage Kage no Ken!
Kolejna macka wystrzeliła z najbliższego cienia ulegając transformacji w ostrze - kierując się wprost w gardło kapitana. Czyli nie zamienia ciała w kamień, a jedynie tworzy pancerz... Paramecia. Zastanawiało go czy ostrze dosięgnie przeciwnika nim ten zbiegnie lub odparuje... W tym samym czasie ludzie Kapitana zdążyli zająć odpowiednie pozycje, zyskał dostatecznie dużo czasu na rozlokowanie ludzi tak, by na jednego żołnierza przeciwnika przypadało dwóch jego.
- Poddaj się Jack!
Po chwili kapitan wstał uśmiechając się szeroko, trzymając w dłoniach swój karabin.
- Twoi ludzie są otoczeni, jeden wystrzał, jeden fałszywy ruch, a wszyscy zginą i tym samym dołączą do mojej załogi... Chcesz tego Jack?
Zaśmiał się głośno po czym dodał jeszcze.
- A może wy tego chcecie, dzielni marynarze?
Offline
Jack nie spodziewał się takiego biegu wydarzeń. Jedynym wyjściem było się poddać. " Poddaje się moja załoga nie jest warta naszych porachunków, ale obiecuje ci że któregoś dnia spotkamy się i rozwiążemy to bez pomocy osób trzecich. Mówiąc to wydał rozkaz do niezwłocznego odwrotu. Samemu odchodząc za nimi żeby być pewnym że nikomu nic się nie stanie.
Offline
Stał chwilę po czym po chwili rzucił za nim.
- Jack, a kto ci pozwolił odejść? Przegrałeś, a ja obiecałem zostawić w spokoju twoją załogę, nie ciebie.
Powoli uniósł karabin po czym wycelował prosto w głowę swojego adwersarza.
- Przyjmij los z mojej ręki jak prawdziwy mężczyzna... Chyba, że nadal jesteś tym samym donosicielskim, tchórzliwym gnojkiem z akademii...
Offline
W odpowiedzi na ten akt tchórzostwa i ucieczki od własnego losu w tym samym czasie rozległy się strzały... Huk który rozległ się zewsząd świadczył o tym, że ustawieni Marines Ysila oddali strzały w swoich byłych kolegów pod dowództwem Sinookiego.
- To jest cena tchórzostwa Jack... Ceną krwi jest krew...
Powoli przeładował karabin, a łuza opadła na ziemię. Tej nocy ulice wioski spłynęły krwią...
Offline
Przez cały dzień w wiosce trwała masakra... Każdy zabity wcześniej żołnierz Jacka był natychmiast zamieniany w swoją cienistą kopię, a jego ciało było wyrzucane na słońce - po to tylko by mogło ulec zniszczeniu. Każdy mieszkaniec, każda osoba, która zamieszkiwała wioskę została szybko zamordowana, a ich los był identyczny. Z końcem tej akcji rozpoczęto demontaż niektórych budowli, a sam Kapitan postanowił zatrzymać się tu chwilę by właśnie tutaj - w miejscu swoich narodzin, tam skąd wypłynął mógł założyć swoją małą Twierdzę. Postanowił, że garnizon obronny stanowić będzie połowa marynarzy Jacka, a reszta zostanie wcielona do załogi Armageddona. Sam kapitan postanowił z kolei zamieszkać w lokalnym garnizonie - w końcu była to budowla obronna i dawała szerokie perspektywy. Teraz wystarczyło się tylko zatroszczyć o surowce i zacząć budować twierdzę z prawdziwego zdarzenia...
Offline
Następnego dnia, kiedy praca wrzała już od samego początku - Armageddon odbił od brzegu wraz ze swoim kapitanem na pokładzie i setką nowych żołnierzy zostawiając miasto idealnie zakamuflowane, łudząco przypominające to, jakim było jeszcze dwa dni temu...
Offline