- Zwą mnie Rude. Przypłynąłem tu na statku mój kapitan szukał jakichś informacji. Pilnuj bachora lepiej ... Gdyby nie odrobinka szczęścia gnił by w rowie z dziurą po kuli we łbie.
Wolał nie wspominać o zajściu w karczmie - był cholera wie gdzie .
- Teraz zwróć mi moją własność. Dostatecznie wiele czasu zmarnowałem na głupie pierdoły a na statek trzeba wracać.
Offline
Mężczyzna zaśmiał się krótko po czym postawił plecak przed Rudem. Następnie splótł dłonie na torsie i lekko się spiął. Co jak co - ten gość mógł zapewne z łatwością wytrzymać serię z normalnych pocisków, a jeszcze dojść, wyjebać tak, że napastnik by się nakrył nogami i odliczał litry odpływającej krwi.
- Ciężko mi będzie zwrócić ci wszystko lisie... Musisz się troszkę przejść i pozbierać te rzeczy po drodze.
Widać w gościa nie uderzały żadne ataki werbalne o młodym, był jak skała, wyglądał jak skała i najwyraźniej miał jej mentalność, ale czy aby na pewno.
- Wspominałeś, że czegoś szukacie?
Offline
- Cholera wie ... Kapitana ciągnie na Grand Line nie wiem jednak czego szukał. I tak po prawdzie mówiąc nie wiele mnie to obchodzi.
Gdy poczuł ciężar swojego plecaka w dłoni wyraźnie się uśmiechnął.
- W sumie jeśli coś wiesz na temat Grand Line i chciał poświęcić nieco czasu na odpowiedzenie na pytania kapitana .... Sądzę że ci się to opłaci ...
Lubił rozsądnych i konkretnych ludzi. A wymiana argumentów z tym osobnikiem szła gładko.
Offline
Mężczyzna zaśmiał się tubalnym, donośnym głosem po czym zaraz wyjął z mieszka przy pasie mała kulkę na pasku z czymś co wyglądało jak kompas.
- Grand Line mówisz? Bez czegoś takiego nie dacie rady.
Po chwili schował ów przyrząd do kieszeni i spojrzał na Ruda.
- Ja się tam już nie wybieram... Więc może zechciałbyś to maleństwo ode mnie odkupić?
Offline
Przez chwilę przyglądał się przedmiotowi. Jemu raczej na wiele się nie przyda ale może być wartościowe.
- Nie mam przy sobie wiele ale skoro mówisz że to jest niezbędne to kupię to o ile będzie mnie stać.
Wsadził rękę do wewnętrznej strony koszuli gdzie w zabezpieczonej kieszeni spoczywały jego fundusze.
- No to ile wołasz za ten przedmiot ?
Kolesiowi dobrze z oczu patrzyło a równowartość złota odbije sobie odsprzedając owe badziewko kapitanowi.
Offline
- Mmm... To tak nie działa lisie. Pieniądz nie wynagrodzi mi tej błyskotki.
Kolos posłał mu nieco szalony, dziki uśmiech - typowy dla szaleńca, który widział niejedno.
- Wiesz, niedaleko stąd jest speluna, a w niej siedzi banda siedmiu delikwentów. Słyszałem o tej akcji z wybuchem, ale z tego co wiem... Zabrali ich do lecznicy.
Tutaj mężczyzna powoli wyjął z sakiewki sporej wielkości ładunek wybuchowy i wyszczerzył zęby - które przypominały faktyczne, niedźwiedzie kły takie jakie każdy misiek powinien posiadać.
- Wiesz co robić, nie?
Offline
Popatrzył na ładunek krytycznym okiem. Amatorszczyzna ...
Mimo wszystko wyszczerzył się w swoim bezczelnym uśmiechu.
- Wygląda na to że mówimy tym samym językiem .Zrobię to ale nie potrzebne mi twój sprzęt.
Wskazał na torbę z granatami.
- Moje maleństwa załatwią co trzeba w odpowiedni sposób.
Offline